top of page
  • Zdjęcie autoraAzjatycki

"Smak Małpich Uszu" Vol II

Zaktualizowano: 22 mar 2019

Po porannym chłodzie pozostało już tylko mgliste wspomnienie. Cykady wygrywały swoje bolesne dla uszu pieśni, w rytm trzaskającego od gorąca powierza. Po grubych pniach bananowców pięła się ciemnozielona roślinność tropikalnego buszu. Coś chrobotało w próchnie, coś pohukiwało. Z drzewa swój rapsod wygrywała wilga...

Nie wiem co ta rzeka w sobie ma, a nie mają inne, ale mógłbym godzinami patrzeć na zmącone, nieuregulowane wody Mekongu.

??/??/???? Laos, Azja Południowo Wschodnia

--------------------------++++++++++++++++++++-----------------------------------------

Po porannym chłodzie pozostało już tylko mgliste wspomnienie. Cykady wygrywały swoje bolesne dla uszu pieśni, w rytm trzaskającego od gorąca powierza. Po grubych pniach bananowców pięła się ciemnozielona roślinność tropikalnego buszu. Coś chrobotało w próchnie, coś pohukiwało. Z drzewa swój rapsod wygrywała wilga.


- "Nietuzinkowe brązowe grzyby o fantazyjnym kształcie..." Na wielkiego Ramę! - rzucił woj - Czy można ukuć mniej precyzyjny opisz czegokolwiek niż to, co zaserwowała mi właśnie Sida?

Na czole pulsowała mu gruba jak przegub zielona żyła. Wiedział, że miał spore problemy z kontrolowaniem gniewu. Na swój pokręcony sposób lubił, gdy w momentach takich jak ten, w jego duszę wlewał się mrok. Zwykle pożółkłe białka oczu zachodziły karminem, a ciało jego przejmował… „Zły”. Nie raz ten swoisty amok uratował mu skórę, pozwalał wygrać batalię, a w momentach pertraktacji zawrzeć usta rozmówcy i sprowadzić jego spojrzenie do parteru. - Nietuzinkowe brązowe grzyby – powtarzał zawzięcie już nie w myślach, a na głos – "o faantaazyyjnyym ksssształcie", psia by to maaać! Las zalał mrok. Ptactwo zamilkło, a wszelka zwierzyna struchlała kuląc się w sobie.


------------------------------++++++++++++++++++++------------------------------------


Na twarz doradcy królowej padł snop światła, zapalanej przez niego świecy.

-Jestem pełen zrozumienia, dla twego zaufania, które raczysz tak pieczołowicie w nim pokładać. Zaprawdę, nie raz ratował nasze królestwo, w boju stając naprzeciw przepotężnym wrogom korony.

Rozbłysk następnej świecy rozświetlił kolejny kąt komnaty.

- Tym razem jednak odnoszę wrażenie – kontynuował doradca- dałaś mu Pani, do wykonania nierealne zadanie. Jak niby miałby znaleźć w całym lesie coś, o czym nie posiada żadnej konkretnej informacji. Wiesz, że dobry to przyjaciel rodziny, acz gniew dobroci się jego równa.

- Jeżeli powiedział, że przyniesie, klnąc się na swój żywot, to zapewniam Cię, że choćby miał skonać, grzyby te przyniesie- stwierdziła.

Zagrzmiało ponownie.

– Niespotykane - Mędrzec wyglądnął przez okno - Grzmi, a na niebie błyskawic, ba! Nawet jednego obłoku nie widać.

Na koniec jeszcze coś dodał, ale nikt nie usłyszał jego słów. Poprzedzone, bowiem one były niewyobrażalnym hukiem, a w zasadzie ciągiem łomotów, łoskotów, dudnieniem i grzmotem. Pałac zatrząsnął się w posadach, ze sklepienia komnaty posypał się pył. Pieczołowicie zapalane przez starca świece pospadały z kandelabrów, rozbryzgując wosk na marmurowym pawimencie.

- Co u kaduka!? – Przeklął łapiąc się ciężkiej komody z drewna tekowego – Ahh, czy wszystko w porządku O Pani? – Zrehabilitował się starzec.

- Tak, nic mi nie jest, mentorze– odpowiedziała poprawiając obnażające jej nagie ramie szaty – jedynie od teraz spokoju nie będzie mi dawać ta przerażająca myśl, aniżeli kraj mój, mógłby być nękany przez trzęsienia ziemi. Bezwzględnie trzeba złożyć mnogie ofiary Pha Lak, Pha Lamie i nakazać zapalenie kadzideł w domostwach każdego dworzanina, jak i kmiecia.

Korytarz ponownie wypełnił znajomy dźwięk bransolet.

- Oszczędź męki koźlętom – rzekł „Przepotężny”. Zarówno stopy, łydki, dłonie jak i przedramiona powalane miał całe gęstą czerwoną gliną. – Oszczędź też swych kadzideł, na chudsze dni o Pani. Sprawca trzęsienia ziemi stoi właśnie przed Twym majestatem i pragnie poinformować, że przyniósł Ci grzyby.

- Jak to możliwe? Zresztą, gdzie one są? – Zaatakowała wywlekając po raz pierwszy pełen komplet swoich nerwów na wierzch Sida - Nie widzę kosza, nie ma grzybów. Co to wszystko ma znaczyć?

- Racz spojrzeć przez okno – odparł woj królewski.

Księżniczka ześlizgnęła się ze swojego łoża, ponownie poprawiła sukmany oraz nienaganną dotąd fryzurę, po czym przeszła te parę metrów, tylko po to by rzucić przećwiczoną w myślach kwestię „nie widzę związku”.

- Cooo tooo? - Zupełnie nie po królewsku rozdziawiła swoje usta Sida. - Co to ma znaczyć. - Zgodnie z przyrzeczeniem, przyniosłem Ci grzyby – odparł. - Co to za góra? - A o to pytasz? Góra Oudomxay, lub jak zwykłaś ją zwać - odparł - góra Muang Xay, na której pewnikiem rosną grzyby z twoich snów.

- Nie może to być góra Muang Xay, bo góra Muang Xay znajduje się w Muang Xay – wyraziła swoje skrajne niedowierzanie Sida.

- Jak zwykle masz rację królowo – z przekąsem odpowiedział ubłocony włochacz, ponownie ujawniając komplet swoich miodowo- żółtych kłów – Nie może to być góra Muang Xay, bo znajduje się ona teraz na twoim dworze. Przeto jako sprawca jej relokacji, na mych rękach leży obowiązek nadania jej nowej nazwy. Nazwę ją Phou (czyt. „pu”, *z lao – wzgórze), Sida – Wzgórze Sidy.

- Nie żartuj sobie – kręciła z niedowierzaniem głową królowa – Chcesz powiedzieć, że to ty przyniosłeś na swoich barkach górę i rzuciłeś ją wprost przed moje okna?

- Miałbym żartować? – Uśmiechnął się jeszcze szerzej - Nazwałbym, wzgórze Phou Si. W dalekiej przyszłości, gdy dotrze już tu człowiek zza siedmiu mórz i oceanów, o licu białym jak wnętrze starego kokosa, a nosie wielkim jak bakłażan, nazwa ta wywoła na jego twarzy uśmiech szeroki jak owoc bananowca. Dla nas nazwa będzie jednak na zawsze powiązana z tą historią, a lud twój wciąż napełniać będzie duma.

- Niech i tak będzie O Wielki, ty, co widzisz przeszłość i przyszłość.

Królowa Sida, śpiesznie posłała po służbę, która to, czym prędzej przyrządziła najznamienitszą potrawę świata, o której to laotańscy bardowie do dzisiaj pieśni komponują. Strawą tą był gulasz z dzika na mleku kokosowym z gotowanymi na wolnym ogniu, wielkimi jak dłonie, małpimi uszami. Szlachta, wszyscy dworzanie, a nawet wiejskie kmiotki mogły zakosztować tej wirtuozji smaku przyrządzonej przez maesterów gastronomii królewskiej. Trzeba Wam wiedzieć, że tego sezonu wzgórze Phou Si obrodziło w małpie uszy ponad wszelką miarę. Góra przed pałacem królewskim stoi dalej, a zgodnie z tym, co przewidział wielki woj, poeci i bardowie do dzisiaj śpiewają o tym wydarzeniu.

Kolory na obrazach umiejscowionych za plecami zmieniły odcień. Khaen ponownie zawył. Rozpoczęła się inna historia…

I ja też tam byłem, uszy małpie jadłem i wino ryżowe piłem. A com widział i słyszał, w księgi umieściłem.

-----------------------------++++++++++++++++++++----------------------------------------

P.S. Zainteresowany/ana wyjazdem do Azji? Tej cywilizowanej, a może właśnie tej "nie"? Oto gdzie jeździmy: www.azjatyckitrip.com/kierunki

Koniecznie skontaktuj się z nami przez formularz kontaktowy na stronie

www.azjatyckitrip.com

bottom of page