top of page
  • Zdjęcie autoraAzjatycki

„Vive La France! Vive La...Laos" .


Razem z kroczącymi chmurami, dolinę, leniwie jak wszystko w tym kraju, począł wypełniać brzask poranka. Uzbrojeni w szale, czapki i obowiązkowo długie spodnie udaliśmy się do Le Banneton. Zgodnie z planem, restauracja miała być otwarta o 6.30. Była 6.45. Umorusany dzieciak rozścielił brudny koc na przeciwległym krawężniku, po czym przyjął pozycję żebraczą. Powietrze było suche, przepełnione chłodem i świergotem mazurków. Razem z Agą zajęliśmy miejsca na drewnianych krzesłach przy Rue de Sakkalne w oczekiwaniu na otwarcie. Opatulone w pstrokate szaty babuleńki zajmowały swoje miejsca na chodniku. Z ich wiklinowych koszy unosiły się lekko widoczne tajemnicze obłoczki. - Czuję się strasznie. Jestem taka niewyspana. - Wyglądasz świetnie - rzuciłem. - Haha. Jakbym podróżowała karocą, to bym wyglądała jak księżniczka. - Your majesty, przecież była karoca. - Czyżbym coś przespała? Jej spojrzenie przepełniało zmęczenie i zmieszanie. - Rozwiń, bo za Tobą nie nadążam, o tej porze – wycedziła z udawaną złością.

Popatrzyłem głęboko w jej niebiesko-szare oczy, po czym poprowadziłem jej wzrok swoim, tak jak prowadzi się psa na smyczy, albo wzrok kogoś, komu chce się coś pokazać bez słów. Nasze spojrzenia zatrzymały się na ogorzałym jegomościu, w zielonej wojskowej czapce z ‘’krasnają zwiezdą’’. Mość palił najpodlejszego szluga in the town i wyglądał generalnie niewyjściowo. - To woźnica- wyjaśniłem- karoca jest obok. Wybuchnęliśmy śmiechem. - Karoca ma 4 koła. - Czwarte jest na dachu- zripostowałem- zapasowe. - No chyba że tak "my lord" . - "My lady" . Woźnica był kierowcą trójkołowego pojazdu. Pojazdem zaś tuk-tuk, którym przemierzyliśmy ostatnie 15 kilometrów drogi, upchnięci jak sardele, wśród masy nawalonej śmietanki "made in France".


Woźnica był kierowcą trójkołowego pojazdu. Pojazdem zaś tuk-tuk, którym przemierzyliśmy ostatnie 15 kilometrów drogi, upchnięci jak sardele, wśród masy nawalonej śmietanki "made in France". Ostatnie 15 km po całonocnej przeprawie szalonym koreańskim psychodela sleeping busem.




Łóżko skrojone w sam raz na niskie, szczupłe laotańskie dziecko

Nasz śmiech przerwał donośny dźwięk gongu. Potem następny i jeszcze jeden. Wiatr ustał, mazurki (takie wróble, a nie hymny, tańce ni ciasta) ucichły. Gdzieś w oddali dało się słyszeć szelest bosych stóp. Szarość murów i nieba przecięły ich pomarańczowe szaty. Stara babinka odrywała z wiklinowego kosza kule kleistego ryżu, po czym ofiarowywała je kolejno nadchodzącym mnichom. Garść ryżu wylądowała w koszu następnego i kolejnego. Zarówno, przepełniająca ulicę cisza jak i widok klementynkowych szat przemykających na tle szarego poranka wydawał się być tak surrealny, że nie mogłem oderwać od niego swojego wzroku ni domknąć rozdziawionej ze zdziwienia jadaczki. Mnisi kroczący chodnikiem kolejno mijali chłopca w łachmanach ofiarowując mu po odrobinie zgromadzonego przed chwilą ryżu. Chłopiec złożył ręce w buddyjskim geście dziękczynnym. Tym samym mnisi udowodnili swoją przynależność do świata żywych oraz pozycję społeczną. Parę chwil później dało się słyszeć zgrzyt skobla. Ciężkie, mahoniowe okiennice Le Banneton zostały otwarte, a na ulicę wylał się zapach mielonej kawy, chrupiącej bagietki oraz ziołowego pesto. - Jezu, jak mi brakowało francuskiej kuchni! - Poproszę café au lait oraz panini z pesto i szynką. - A dla mnie bagietka z sałatą, serem i bekonem a do tego Café noir. - Bon appetite. -Gdzie wieża Eiffla? -A po co Ci ona? - spytałem -No jak to? Bagietka, francuska knajpa, Café au lait, Francja elegancja pełną gębą. -Wieża Eiffla? – jak to mówi mój przyjaciel ‘’toż to jedno wielkie rusztowanie ‘’. Chłopiec ukrył wielki worek ryżu za klasztornym murem, udając że nie dostał jeszcze nawet ziarnka. Następna grupa mnichów przeszła, wypełniając na nowo jego pusty kosz. - Wiesz Aga, chyba o tym napiszę...


Mnisi kroczący chodnikiem kolejno mijali chłopca w łachmanach ofiarowując mu po odrobinie zgromadzonego przed chwilą ryżu.

W Laosie grudniową porą marzł dla państwa: Pawel Azjatycki

bottom of page