Czy ktoś jeszcze pamięta tamte czasy, kiedy klaps i kąt były akceptowalnymi metodami wychowawczymi, a bezstresowe wychowanie niczym więcej jak pojęciem abstrakcyjnym. Gdy tak stało się w tym znienawidzonym, upokarzającym kącie wskazówki sekundnika zdawały się być posmarowane grubą warstwą kleju, zaś te odliczające minuty po prostu stały w bezruchu. A co by było gdyby sekundnika nie było wcale? Czas stałby niemalże w miejscu, płynąłby NIEZAUWAŻALNIE, powoli, jednokierunkowo. W taki sposób rozwijają się kraje pierwszego świata. Nikt chyba nie jest w stanie wskazać konkretnego momentu, kiedy to rzężące Ikarusy wyparte zostały przez błyszczące niskopodłogowce z ekranami LCD. Taki chociażby Wrocławski rynek. Nie zawsze był pysznie cukierkowy. Pamiętam go jako szary, szpecący twór w samym centrum zanieczyszczonego miasta, z którego raz na jakiś czas trzeba było uciekać w góry lub nad morze, bo w płucach gniotło. Zupełnie naturalnie przyjęliśmy płatności zbliżeniowe. Bilety autobusowe do kupienia przez smartfonowe „apki” są chlebem powszednim generacji Y. Potrzebny seler i pietruszka na rosół? Nic prostszego. Z pomocą przyjdą zakupy online. Dwa kliknięcia myszką i za godzinę uśmiechnięty pan z brytyjskiej sieciówki przywozi nam to co potrzeba (nawet gdy siąpi czy leje). Pewien standard zachodu zagościł niepostrzeżenie w „kraju urodzaju”. Niepostrzeżenie jest tu słowem kluczowym.
Co ja z resztą będę państwu opowiadał, jak to wygląda za miedzą. Przecież moi czytelnicy jeszcze wzrok mają sprawny (wnoszę po tym, że ktoś ten blog czyta). Pewnie państwa ciekawi bardziej, jak to jest w krajach świata trzeciego. Mógłbym użyć jednego słowa, ale wtedy nie oddam pełnego obrazu. Dlatego do pełniejszego nakreślenia sytuacji, zapraszam w podróż w czasie i przestrzeni. Bilet w dłoń, pasy zapięte. Przenosimy się dwa lata wstecz oraz 12 tysięcy kilometrów w dal... [C.D.N.]
EDIT: Stan na rok 2018. Słyszę jak to w Polsce jest źle i nieciekawie. Gdy wyjeżdżałem po raz pierwszy z kraju na długi czas, jakieś 9 lat temu, Wrocław naprawdę nie był miejscem tak zachęcającym do życia jak dziś. Teraz po prawdzie wygląda trochę jakby był wyrwany z Niemiec Wschodnich i nie mówię tylko o zabudowie, ale i zagospodarowaniu przestrzeni zielonych, markach samochodowych no i jakby nie było wszechobecnych niemieckich sklepach. Malkontent rzekłby "czemu jak Niemcy Wschodnie, a nie Zachodnie". Jak się nie rozwijasz, to się zwijasz. Od czegoś trzeba zacząć. Lepiej Niemcy "jakiekolwiek" niż stolica Wenezueli. Jak to moja psiapsióła stwierdziła, "stolica Dolnego Śląska robi się glamour". Ja dodam, że lato Vratislavii służy i jeżeli jeszcze tu nie byłeś, to koniecznie przyjedź zanim śnieg zmiesza się z solą, spalinami i piaskiem :)
Część druga "Znikającego Świata" tutaj
コメント