top of page
  • Zdjęcie autoraAzjatycki

Nabijanie w butelkę Vol II


Część pierwsza tutaj: "Nabijanie w butelkę Vol I"


O ile dzieci sprzedawcy to dość trudny temat, odczucia można mieć ambiwalentne, a zdanie podzielone, tak co do naganiaczy, chyba wszyscy co do joty się zgodzą. To zakała tego świata. Bangkok jest bezsporną stolicą wszelakiej maści naganiactwa (sufix -ctwa świadczy o pogardzie dla przedmiotu. Skoro robactwo, bandyctwo, ciułactwo, krętactwo, to czemu nie naganiactwo). Kto był ten wie, a kto jeszcze nie, ten się przekona.Nie znam miejsca, gdzie taksówkarz potrafiły przez pięć bitych minut jechać obok nas i trąbić. Wszystko po to by nabrać całkowitej pewności, że jest nam kompletnie zbędny. Są jeszcze sprzedawcy garniturów poklepujący po ramieniu i ciągnący za koszulkę. Shemale wplatający w nasze włosy swoje długie akromegalne palce, nachalne panienki namawiające na masaż bum bum i cała masa gwiżdżąco- cmokających naganiaczy.Palmę pierwszeństwa oddajmy jednak sławetnym kierowcom Tuk-Tuków* .

Pięćdziesięciu jegomościów obstawiających pobocze, licytuje się i przekrzykuje, żeby zdobyć atencję. Nie odstraszają ich nawet koszulki z napisem „ No, I don't want your F*?K'N suit, Tuk Tuk or massage”,do kupienia na miejskich straganach. Zawsze, gdy przechadzam się ulicami Khao San czuję psychodelię kadru „Być jak John Malkovic”. Zamiast „Malkovic- Malkovic?” słyszę „Tuk Tuk?”.Tuk-Tuk?


Im nasz wygląd bardziej wymuskany, tym wyższa rewerencja naganiaczy,a co za tym idzie, niechybne prawdopodobieństwo rychłego nabicia w butelkę. Strój „luzaka” niestety też nie oznacza, że nas nie „oszwabią”. Kolor skóry nas zdradzi. Nikt nie uwierzy, że jesteśmy lokalnymi.No dobrze. Załóżmy hipotetycznie, że Państwo się odgrodzą się od tego dziadostwa pieniędzmi. Państwo się zdziwią.Między Bali, a Lombokiem kursują szybkie łodzie motorowe. Cała masa naganiaczy proponuje okazyjne ceny. Zdrowy rozsądek krzyczy „wyższa cena = wyższy standard”. A bilet kupiony od właściciela łodzi to już gwarant totalny.- Dwie godziny szybką łodzią zamiast czterech – krzyczy naganiacz. Cena dziesięciokrotnie wyższa od lokalnej. Kilku surferów nie daje się nabrać. Płacą piętnaście razy więcej właścicielowi super szybkiej łodzi. Łódź ma trzy silniki i płynie tylko godzinę. Włosy rozwiewa wiatr, spieczona na brąz skóra połyskuje w słońcu, koszulki Changa świadczą o niedawnej wizycie w Tajlandii, pod pachą decha, na twarzy uśmiech i drogie okulary na R. Surferzy wchodzą do portu i... -panowie nigdzie nie przejdą – blokuje ich portowy strażnik – bilety nie ważne. Raban, harmider. Przyjeżdża w ciągu minuty policja, gotowa przyjąć każdy pieniądz za ocalenie przed aresztem, po czym ponownie wyjaśniają, że bilet nieważny. Szybki obrót na pięcie. Superszybka łódź jak stała tak stoi, a właściciel super-szybko czmychnął z całą garścią zielonych. Nabici w butelkę. Nam udało się popłynąć w iście azjatyckim stylu. Piętnaście razy taniej, wolniej, delikatnie kołysząc się lokalną łajbą w akompaniamencie delfiniego rechotu i „Everything's gonna be all right” z komórki śpiącego na ziemi jawajskiego Marleya. Nie opowiadam tej historii, żeby pokazać swoją wyższość nad chwilę temu nabitymi w butelkę. Chce dobitnie pokazać jedynie, że pieniądz nie jest żadnym gwarantem. W podróży trzeba wyhodować sobie nosa, ewentualnie pojechać z kimś kto takiego nosa do ludzi ma. Kiedyś też zdarzało mi się znaleźć w podobnie dramatycznych sytuacjach. Dziś zdarza mi się rzadko i zwykle z niewielką stratą.Są jednak miejsca i momenty kiedy umyślnie daje się naciągnąć. Brzmi to jak jakaś osobliwa odmiana masochizmu? Więcej. Może zabrzmi to dziwnie, ale serdecznie państwa do takiego kontrolowanego nabicia w butelkę namawiam. Nie wyobrażam sobie być w wyżej wymienionym Bangkoku, dysponując wolnym czasem i nie zagrać „w ich grę”. Skorzystać z „okazji Black Buddha Day – today only”, wsiąść do „darmowego" Tuk-Tuka i ruszyć w nieznane. A nóż przyda nam się wełniany garnitur w tropikach. Tuk-Tuk - lokalny środek transportu, wizytówka miasta, z przodu motor, z tyłu ławka (wszystkie panie uwaga na torebki).

Włóczył się po ulicach Bangkoku, fotografował i pisał: Pawel Azjatycki

bottom of page